Fiolka Mistrza

Opis forum

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

#1 2008-01-26 18:37:40

Aces

Administrator

Zarejestrowany: 2008-01-26
Posty: 14
Punktów :   

Fiolka Mistrza - Rozdział VII

Okazało się, że dotarliby tam w dziesięć minut, ale biegiem. Niestety byli lekko zmęczeni. Tak więc, po niespełna pół godzinie spokojnego marszu, zjawili się przed niskim domkiem.
- To tutaj. - Oznajmił Pakuzo, uderzając kołatką trzy razy w jasne, okute żelazem drzwi. - Gość nazywa się Trykan, jest stary i dość głuchy...
Drzwi się otworzyły. stanął w nich mały zgarbiony staruszek. Był prawie łysy. Podpierał się drewnianą laską, w kształcie węża.
-Hę? - Zdziwił się, widząc na schodach, przed jego domem, dwoje młodych ludzi.
-Przyszliśmy porozmawiać! - Zrobił krótką pauzę - Ten oto, młodzieniec! - Wskazał na He`zaca. - Ma do ciebie dziadku sprawę!
- Jaką sprawę?
- No więc...
- Słyszałem, że pan znał maga Arkanosa - przerwał towarzyszowi.
Trykan spojrzał na nich, mrużąc oczy, po czym machnął ręką, zapraszając ich do środka.
- Siadajcie. - Wskazał na dwa krzesła, jedno zwykłe, drugie bujane.
- Ja! Ja na bujanym, zgoda? - Zapytał Pakuzo.
- Dobra, siadaj.
- Czego się napijecie? - Zawołał starzec, z prymitywnej kuchni.
- Ja dziękuję, ale nie mam ochoty. - Odparł He`zac
- Ja za to chętnie! Herbatę jeśli można!
Chwilę później, Trykan stukając swą laską o drewnianą podłogę, przyniósł gorący kubek, i postawił go na stoliku przed nimi tak gwałtownie, że połowa jego zawartości wylała się na blat. Stróżki herbaty dopłynęły do krawędzi stołu i zaczęły powoli kapać w dół, tworząc małą kałużę.
- Pożałowałeś mi... - Mruknął do He`zaca, który tylko się uśmiechnął i spoglądnął w stronę starca. Gdy ten usiadł, zapytał:
- Przyszedłem tutaj, ponieważ chciałbym się dowiedzieć, gdzie przebywa, bądź przebywał Arkanos. Gdzie mogę go teraz znaleźć?
- W jakim celu szukasz jednego z najpotężniejszych magów na świecie?
- To moja sprawa. - Odparł chłodno He`zac.
- A więc nie mogę ci pomóc.
- Starcze, zrozum! Musze wiedzieć gdzie on teraz jest!
- Nie powiem.
- Proszę...
- Przychodzisz tutaj, chcąc  wyciągnąć ode mnie pewne informację i jeszcze mnie obrażasz?! W moim własnym domu! Wynoś się!
- Co ja takiego powiedziałem?
- Obraziłeś mnie, mówiąc do mnie prosię!  - Pakuzo, który akurat pił spokojnie herbatę, zakrztusił się.
Jego twarz zrobiła się fioletowa, a w oczach stanęły mu łzy.
He`zac widząc to, uderzył go kilka razy po plecach. Po chwili opanowali sytuację.
- Powiedziałem "proszę"!
- No, tak, tak - Rzekł Trykan z kpiną w głosie.
- Przysięgam!
- No wiem, wierzę ci.
- W takim razie, powiesz mi gdzie jest Arkanos?
- Nie, dopóki nie zdradzisz mi, do jakich celów potrzebna jest ci ta wiedza.
He`zac na granicy wytrzymałości wymamrotał pod nosem kilka słów. Następnie podniósł głowę, patrząc wprost, w jego oczy.
- Dobrze, więc... Chcę wiedzieć gdzie on się znajduję, po to by...
- Czuje, że coś kręcisz - Przerwał mu staruszek.
- Nie kręcę! - warknął, po czym kontynuował :
- ...by, pobierać u niego nauki... - Skłamał
- Nauki? On nie szkoli uczniów...
- Tak, wiem, ale dla mnie zrobi wyjątek...
Trykan, z poważną miną przyglądnął się chłopcu. Nastała chwila ciszy. Słychać było ich rytmiczne oddechy.
- Dla CIEBIE zrobi wyjątek? - przerwał Trykan, z głosem pełnym rozbawienia. - Tak, dla mnie - Odparł sucho He`zac
- Niby z jakiej racji, ty masz być wyjątkowy?
- Wybacz starcze, tak mówi  przepowiednia... Myślałem, że każdy kto zna Arkanosa, wie równiej o niej...
- Aaa, to teraz sobie przypominam... No tak, coś takiego było... Mogłeś, mówić od razu... - Szczerze mówiąc, gospodarz domu, w którym aktualnie się znajdowali, nie miał pojęcia, o jaką przepowiednię chodzi, ponieważ, cała ta historia została zmyślona na poczekaniu. Jednak nie chcąc wypaść na głupca, udał, że wie o co chodzi.
Pakuzo otworzył szeroko oczy i spojrzał na swojego towarzysza, mając nadzieję, że ten wytłumaczy mu wszystko. Jednak dostrzegł tylko, ruchy wargi, układające się w słowo "później". Zrozumiał wtedy, że to jest kłamstwo. Zaczął się mocniej bujać, na swoim krześle, wyłapując każde słowo jakie padło z ich ust.
- Więc? - zapytał He`zac po chwili milczenia.
- Co? Ach, tak. Znajdziecie go w zamku, znajdującym się na Smoczej Górze...
BUUM!
- Co to było? Zapytał lekko przerażony chłopak, zwracając się w stronę Pakuzo. Ten jednak zniknął.
- Pomóż mi wstać... - Usłyszał czyjś głos, dobiegający jakby z podłogi.
Spojrzał w dół i zobaczył, gramolącego się tam towarzysza. Chwycił go za rękę, stawiając na nogi.
- Za mocno się bujnąłem... - Oświadczył, rumieniąc się ze wstydu.
- Jest oddalony o jakieś sześćdziesiąt kilometrów na zachód. -Dodał starzec, nie zwracając uwagi na to, co przed chwilą się stało.
- Super, w takim razie, dziękujemy!
-Pozdrówcie go ode mnie i przypomnijcie o moim istnieniu. Od dawna nie dał żadnego znaku życia.
- Zgoda, przekażemy mu twe słowa.
Wrócili do domu szczęśliwi.
Uera wypytała ich o każdy szczegół.
Po opowiedzeniu jej wszystkiego, zapytała:
- Jak myślicie, co się znajduje na
tej... Smoczej Górze? Smoki?
- Nieee, na pewno nie... Przecież one już dawno wyginęły... Może kiedyś to była ich siedziba, ale teraz...
- Smoki istnieją! - przerwał mu ostro Pakuzo.
-Tak? A na jakiej podstawie tak sądzisz?
- Istnieją i już!
- Spokojnie... Zgadzam się z tobą... - Nachylił się ku, dziewczynie mówiąc szeptem :
- ... W wielu sprawach, ale nie w tej.
Uera zachichotała.
Czas płynął nieubłaganie szybko.
Nim się spostrzegli, zaczęło się ściemniać.
- Zaraz ruszamy... - Oznajmił He`zac, wyglądając przed okno.
Nagle, przypomniał sobie o pewnym problemie, czym oni ruszą w podróż. Mając jednego konia, daleko nie zajadą. Właśnie...
- Mój koń! - Zawołał, rzucając się w stronę drzwi. Całkowicie o nim zapomniał.
Biegł roztrącając ludzi. Nie zwracał uwagi na ich krzyki. W końcu znalazł się przed zachodnią bramą. Zwierz leżał spokojnie pod drzewem, do którego był przywiązany.
He`zac ukląkł przy nim. Wyciągnął rękę i podrapał go za uszami.
Rad z tego, że koń jest cały, odwiązał lejce i ruszyli z powrotem.
- Uero, czy o tej porze, istnieje możliwość kupienia tutaj konia? - Zapytał, kiedy już wrócił -
No bo wiesz... Na jednym daleko nie zajedziemy.
- Pewnie... Tylko jest mały problem...
- Jaki?
- A no taki, że prawie każdy, w tym mieście posiada własnego wierzchowca - Odparła z lekką nutą rozbawienia w głosie.
- A to dobrze, nawet bardzo. To, chyba ruszamy? Spakowałaś wszystko, co ci będzie niezbędne?
Uera rozglądnęła się w około, sprawdzając, czy ma potrzebne jej rzeczy.
- Tak. Pakuzo podejdź tu - zawołała do brata, który nie sprzeciwiając się, stanął przed nią. He`zac widząc, że chcą porozmawiać na osobności, wyszedł przed budynek i usiadł na schodach.
- Masz uważać na siebie. Rozumiesz? Jak wrócę, wszystko ma tu być w takim stanie, w jakim to teraz widzę.
Gdyby coś się działo, idź do naszej babci... Zrozumiałeś? - Jedna samotna łza spłynęła jej po policzku.
- Nie chcę cię zostawiać...
- Ja także... Ale to sprawa najwyższej wagi... Nie wiem czemu to robię... Czemu idę z prawie nie znanym mi człowiekiem... Może to szaleństwo, ale ufam mu. Wierzę, że mówi prawdę... To co usłyszałam w Sali Przeznaczenia... Kiedyś zrozumiesz... A to... - wyciągnęła z kieszeni zwitek papieru - ...przekaż Araduerowi. Wyjaśniam w nim, dlaczego opuszczam was w tych ciężkich chwilach... - Odwróciła się na pięcie, przetarła oczy rękawem i wyszła, zostawiając brata samego.
- Chodź, wyjdziemy przez północną bramę - rzekła, cicho zamykając za sobą drzwi.
- Ale, Smocza Góra znajduje się na zachód.
- Wiem, ale chyba nie będę tam iść pieszo, nie?
Chłopak nic nie odpowiedział. Po pewnym czasie wyszli z miasta i ruszyli prosto przed siebie, kierując się w stronę lasu. Widoczność była bardzo słaba. Jedynym źródłem światła, były dwa księżyce, lśniące blado nad horyzontem. Kiedy stanęli na skraju, mrocznego, nieprzeniknionego lasu, dziewczyna odwróciła się mówiąc:
- Ty tu zaczekasz. - Widząc oburzenie na twarzy towarzysza, dodała pewnym głosem :
- Znam te tereny dużo lepiej od ciebie, nie martw się nic mi się nie stanie. W tych ciemnościach moglibyśmy się pogubić...
Po prostu zaczekaj tu na mnie, dobrze? - He`zac wyglądał, jakby się przez chwilę po czym, po czym kiwnął głową. Uera, tylko na to czekała. Skoczyła w las, znikając pośród drzew.

                                    ***

Tymczasem Pakuzo, szukał argumentów, czy dobrze postąpił, pozwalając siostrze pójść w świat.
- A jeśli jej się coś stanie? Jeśli już więcej jej nie zobaczę? Nie wybaczyłbym sobie tego... Chociaż... jest już dorosła, sama może decydować o tym, co jest dla niej dobre, a co nie... - Walczył z napływającymi myślami. Cisza panująca w tym pomieszczeniu była nie do wytrzymania. Samotność... Tak... Od czasu, kiedy stracił rodziców, pozostała mu tylko ona... To z nią mógł porozmawiać, a gdy był przygnębiony, dodawała mu otuchy. Zawsze znajdował w niej oparcie. Teraz, choć myślał, że da radę, zrozumiał, że ona jest jedyną, bliską mu osobą i bez niej trudno mu będzie mu żyć i normalnie funkcjonować. Widział tylko jedno dobre rozwiązanie.
- Jadę z nimi! - postanowił
Spostrzegł leżący w kącie worek. Chwycił go w rękę, po czym zaczął chodzić po całym domu, szukając niezbędnych mu rzeczy.
KIlkanaście minut później, już spakowany, wyszedł na zewnątrz, zamykając drzwi na klucz. Szedł słabo oświetloną uliczką, gdy nagle przypomniał sobie o karteczce z wyjaśnieniami.
Ruszył w stronę domu Araduera. Gdy znalazł się przed nim, podszedł do drzwi i wsunął papier przez szparę do środka.
- To chyba wszystko... - Mruknął do siebie. Zarzuciwszy torbę na przez ramię  puścił się biegiem.

                                    ***
    Minęło pół godziny, a Uera jeszcze nie wróciła.
Lekko zaniepokojony He`zac krążył w kółko.
- Heeeej!
Usłyszał czyjś głos z oddali, rozglądnął się dookoła, lecz nikogo nie ujrzał.
Po chwili znów ktoś zawołał i w ciemości pojawił się słabo widoczny zarys czyjejś sylwetki.
Postać ta, szybko biegła w kierunku w którym stał.
W tym samym momencie, za jego plecami usłyszał trzaski i szamotanie się wśród zarośli.
Z mroku wyłoniła się Uera, trzymając w jednej ręce lejce swojego czarnego konia, drugą zaś torowała sobie przejście. Na widok zbliżającego się w ich stronę Pakuzo, wydała zduszony okrzyk. Jej brat, który właśnie do nich dobiegł, lekko zdziwiony wyglądem swojej siostry, zagwizdał cicho.
- Co ty tu robisz? - Zapytała, wyciągając gałązki, które wplątały się jej we włosy.
- To samo co i wy. Postanowiłem iść z wami, nie przepuszczę takiej okazji.
- Ale... ale...
- Nie narzekaj i tak tam nie wrócę, albo idę z wami, albo... idę z wami! Wybieraj! Ha, ha! - przerwał jej brat.
- Eee...
- Weźmy go, w troje będzie raźniej. - wtrącił He`zac.
- No... Jeśli się zgadzasz... Dobrze bracie, idziesz z nami, a teraz biegnij po swego konia, my tu na ciebie poczekamy. - Zawołała dziewczyna jeszcze lekko osłupiała.
Po chwili Pakuzo wskoczył w ciemny las znikając w nim.
He`zac i Uera usiedli na wyschniętej trawie.
- No i poszedł - rzucił chłopak, nie wiedząc co może w takiej sytuacji powiedzieć.
- Racja...
Nastała chwila ciszy, przerywana tylko dziwnymi odgłosami dochodzącymi z puszczy,
- Pewnie przyszedł, by mnie pilnować... - Mruknęła Uera, bardziej do siebie niż do towarzysza.
- Eee? Co?
- Nie, nic tak sobie myślę tylko rozmyślam...
- Aha. - odpowiedział - Wiesz... Ta wyprawa, może się źle zakończyć... Nie wiem co się stanie... Możemy nawet zginąć... Także, jeśli chcecie możecie jeszcze zrezygnować, bo...
- Nie, podjęłam już decyzje, wygląda na to, że mój brat również. Ta misja... ona jest najważniejsza...
- Rozumiem... Bądźmy jednak dobrej myśli. Wszystko się uda! - Zawołał He`zac weselszym tonem.
Dziewczyna wstała, sięgając po swoje rzeczy. Podniosła je i podeszła do konia, starając się je przywiązać.
Chłopak widząc jak się trudzi, również wstał, podchodząc do niej.
- Może pomóc?
- Niee, poradzę sobie - odparła.
Jednak po pewnym czasie widząc, że nie da sobie rady poprosiła o pomoc.
Czas mijał.
Nagle usłyszeli krzyk.
- Co to było?! - zawołali równocześnie.
- AAAAAAAAAuuuuuuu!!! - Ktoś krzyknął. Po głosie rozpoznali Pakuzo.
- Musimy mu pomóc! Pewnie stało mu się coś złego!
Tym razem usłyszeli wrzask, lecz jakby bliżej.
- AAAaaa! To boli! Kłuje! Ałł!!
- Eee? To co robimy? - Zapytał zaniepokojony He`zac.
- Czekamy, on albo oni, idą w naszą stronę...
Chwilę później z krzaków wygramolił się Pakuzo.
Miał mnóstwo zadrapań i drobnych ran na rękach i nogach.
- Coś tam robił? - Zapytała ostrym tonem jego siostra, kiedy już znalazła się koło niego.
- Ja?
- No, a widzisz tu kogoś innego?!
- Jego - wskazał palcem na He`zaca
- A czy on był w puszczy i darł się w niebo głosy?!
- Noo... Nie?
- Pewnie, że nie! Co to jest? Co żeś tam robił?! - Wskazała na jego ręce.
- Aa o to ci chodzi - Odparł głosem małego dziecka, przyznającego się do błędu. - Więc...
Tak było pełno takich krzaków z kolcami, ja nie zauważyłem i wpadłem w nie...  Potem jak chciałem wyjść potknąłem się i wleciałem w jakieś inne kolczaste bóg wie co! - Wyrecytował na jednym wydechu. Widząc jednak świdrujące spojrzenie swojej starszej siostry, dodał cichym głosem.
- To boli...
- Dobrze ci tak, mogłeś uważać...
- Ciemno było...!
- Emmm... - Odchrząknął He`zac chcąc przerwać rodzinną sprzeczkę. Niestety nikt nie zwracał na niego uwagi.
- Trudno, było ciemno, to dlaczego ja tam nie wpadłam, mimo że jest ciemno?!
- Jesteś starsza!
- A ty jesteś...
- Idziemy...? - Zapytał szesnastolatek głośniej niż zwykle.
- A... - Uera spojrzała w jego stronę rumieniąc się lekko, jednak nikt tego nie dostrzegł.
- Tak, wybacz. - Bąknęła - Chodź - Warknęła do Pakuzo.
- Idę, nie?
- Oddalmy się trochę od tego lasu... Przeraża mnie trochę. - Przyznał He`zac.
Przeszli kilkadziesiąt metrów, po czym zatrzymali się.
- Przywiąż swoje rzeczy, jak już to zrobisz, mów. Wtedy ruszymy.
Pięć minut później wszyscy troje dosiedli swoje konie, i pogalopowali na zachód, w stronę zamku Arkanosa, znajdującego się na Smoczej Górze.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.karchow.pun.pl www.sghdelphi.pun.pl www.scooteropole.pun.pl www.xbox360x.pun.pl www.grycentrum.pun.pl