Fiolka Mistrza

Opis forum


#1 2008-01-26 18:32:06

Aces

Administrator

Zarejestrowany: 2008-01-26
Posty: 14
Punktów :   

Fiolka Mistrza - Rozdział VI

Ogień syczał, dławił się, pod ciężkimi kroplami deszczu.
Kłęby dymu stawały się coraz mniejsze i rzadsze. Ze starych, olbrzymich drzew pozostały, tylko opalone konary, żarzące się czerwienią. Krzaków, traw, oraz innych roślin już nie było. Setki zwierząt leżały spalone wśród popiołów.
    He`zac westchnął. Zrobił co mógł. Stał jeszcze chwilę ,opierając się o swego konia, myśląc i wpatrując się w zniszczone miasteczko leżące w dolinie. Wiedział, że jego torba podróżna świeci pustkami. Wiedział, że musi znaleźć cokolwiek, czym się choć trochę naje. Skręcało go od środka z głodu, był słaby.
Jedynym wyjściem jakie mu przychodziło do głowy to, pojechać i zakupić prowiant. Ze stanu zamyślenia, wyrwał go czyjś cichy, chropowaty głos.
- P-p-pomóż - błagał
He`zac odwrócił się, z początku nikogo nie dostrzegł.
- T-t-tutaj... - Wymamrotał.
Wtedy zauważył starca, leżącego pod jego nogami. Był prawie cały poparzony, ubranie w dużej części było nadpalone. Jego siwa, brudna broda także. W oczy rzucała się, jego łysa głowa, oraz odstające uszy.
- Czego ode mnie chcesz, starcze? - Zapytał, kucając przed nim.
- Le... ka... rza...- wydukał starszy człowiek.
- Nie mam jak ci pomóc, na miasto najechało wojsko, pokonując je... Mogą nas tam zabić.
- P-p-pro... Proszę! - W jego głosie słychać było desperację.
- No... Dobrze, postaram się, zresztą nie mam innego wyboru... Musimy jakoś, zajechać od tyłu. Myślę, że tak najbezpieczniej się tam dostaniemy.
Chłopak, wciągnął rannego na konia i ruszył brzegiem lasu. Jechał wolno, w cieniu drzew. Miał nadzieję, że nikt do tej pory ich nie zauważył. Po kilkudziesięciu minutach, zatrzymał się przed zachodnią bramą. Zeskoczył z wierzchowca, chwytając swój miecz. Podszedł do starca.
- Jesteśmy u bramy, nikogo nie widać. Pomogę ci zejść.
Wziął go pod pachy i ciągnął za sobą w głąb miasta.
-Dobrze staruszku, może teraz mi powiesz, gdzie tu jest jakiś lekarz?
- C-centrum
- Ale... - zawahał się - Dobrze - dodał głosem człowieka, któremu już na niczym nie zależy.
Mijali dom po domu, (co trzeci dom był doszczętnie zniszczony) na swej drodze napotykali coraz więcej przestraszonych ludzi. Większość patrzyła na nich nie przychylnym wzrokiem.
    W końcu ktoś krzyknął :
- Podpalacz!
Zaraz potem, wszyscy już wykrzykiwali oskarżenia przeciwko nim. He`zac był coraz bardziej zmęczony. Nie zwracał uwagi na rozwścieczony tłum.
W oddali zobaczył dużą grupę ludzi, wszyscy naraz odwrócili się w ich stronę. Naprzeciw wyszła kobieta o rudych włosach. Cmoknęła.
-No, no, no, kogo my tu mamy.
Podeszła do przybyszy. Obeszła ich dwukrotnie, po czym stanęła przed nimi.
-Dziękuję ci za to, że odnalazłeś podpalacza. Zostaniesz za to nagrodzony.
Zza jej pleców wyłoniła się Dusza.
-Oo widzę, że już moi tropiciele nie będą ci potrzebni.
- Zgadza się, mamy już winowajce. Brać go! - rozkazała trzem muskularnym mężczyzną. He`zac cofnął się o dwa kroki. Miał zamiar uciec, lecz oglądnął się w około i stwierdził, że jest w potrzasku, był z każdej strony otoczony.
- Niee... - Zaczął, ale widząc, że mieszkańcom chodziło o starca, umilkł. Uśmiechnął się w duchu. Pojmany, próbował coś krzyczeć, szarpał się. Niestety, nikt nie zwracał na niego  większej uwagi. Wszystkie oczy były utkwione teraz w chłopcu.
-Noo, tak to ja go znalazłem - przyznał się beztroskim głosem.
- Zdążyliśmy zauważyć - wtrąciła szorstko Dusza - Skąd pochodzisz? I co robisz w tych rejonach?
- Eee... - Chłopak postanowił wymyślać na poczekaniu jakąś historię. - Więc, pochodzę z Ywath... jestem poszukiwaczem przygód. - Dokończył po chwili zastanowienia.
-Rozumiem. Uero, mam nadzieję, że zajmiesz się waszym bohaterem. Na mnie już czas, żegnaj. - Skłoniwszy lekko głową, wymaszerował przed siebie. Za nim ruszyło blisko tysiąc potworów, oraz kilkuset mężczyzn. Słychać było płacz kobiet, których opuszczali ich mężowie, ojcowie, bracia.
Większość dzieci jeszcze nie wiedziała co się dzieje, także nie reagowała.
- Czemu oni odchodzą? - Zapytał zdziwiony He`zac
- Taki warunek musieliśmy spełnić, po przegranej...- Odpowiedziała smętnie kobieta.- Mam jednak nadzieję, że ten drań dotrzyma słowa i oni wrócą. Nie martw się tym, to nie twój problem. -dodała widząc jego zatroskane spojrzenie. - Chodź za mną, mamy do parę rzeczy do omówienia. Proszę, wejdź, porozmawiamy w świątyni. Tutaj nikt nie powinien nam przeszkadzać.
    Gdy He`zac wkroczył do środka, musiał chwilę odczekać, by jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności, jaka panowała wewnątrz budowli. Wielkie, metalowe żyrandole, zwisające z sufitu, dawały mało światła.
-Tędy - Kobieta wskazała rękom, na przejście pomiędzy prostymi, drewnianymi ławami. Tupot ich kroków, odbijał się głuchym echem. Na ścianach, w pięknych, lecz starych ramach, wisiały portrety duchownych. Na specjalnych, szklanych podestach znajdowały się rzeźby Bogów.
Filary podtrzymujące budowlę, były na tyle duże, że ktoś wykuł w każdym z nich dziurę, w której stały, pachnące kwiaty.
Po minucie zatrzymali się przed kamiennymi, zwężającymi się wraz z każdym stopniem schodami. U ich szczytu, można było zobaczyć, drewniane, stare drzwi.
- Zachowuj się teraz szczególnie cicho, bowiem, za tymi drzwiami, znajduję się tak zwana, Sala Przeznaczenia. Jak głosi legenda, to tutaj, jeszcze przed powstaniem pierwszych ludzi, miało miejsce, zebranie bogów, którzy naradzali się nad istotą człowieka, jaki ma być, jak ma wyglądać... Niektórzy sądzą nawet, że zapisane są tu nasze losy. Chociaż, szczerze mówiąc, ja w to nie wierzę. W tym miejscu, również bogowie przemawiają do wybrańców.
-Istnieje na to jakiś dowód?
-Zobaczysz, albo inaczej... Poczujesz to w środku. Wiec także, że wstęp tu mają nieliczni. To, że teraz przyprowadziłam cię tu, oznacza, że mam do ciebie szacunek, za to co zrobiłeś...
Chłopak poczuł lekkie wyrzuty sumienia, na myśl o niewinnym starcze. Jednak, nie dał po sobie tego poznać.
- Niech to będzie dla ciebie zaszczyt - dodała kobieta, zapraszając go gestem do środka.
Wszedł, słysząc za sobą zamykanie drzwi. Ujrzał pustą salę.
-Czemu tu nic nie ma? - Zapytał cicho.
-Jak to nie ma, tu jest wszystko - oznajmiła radosnym głosem.
-Dwa fotele- powiedziała, klaskając w dłonie.
Nagle przed ich oczami, pojawiły się dwa wygodne fotele, obite niedźwiedzią skórą.
-Widzisz, to nie jest zwykły pokój. - Uśmiechnęła się - Jesteś głodny?  A może, chce ci się pić?
He`zac przypomniał sobie teraz, jak naprawdę jest głodny. Od prawie dwóch dni, nic nie jadł i i nie pił.
-Tak, z chęcią bym coś zjadł...
- Pomyśl o jakiejś potrawie, następnie wymów jej nazwę i klaśnij w dłonie.
- Pieczony kurczak, nadziewany jabłkami, wino agrestowe! - klasnął, jedzenie i wielka kropla wina pojawiła się, wisząc chwilę w powietrzu, po czym wszystko upadło na kamienną posadzkę.
-Co to ma znaczyć?! - Prawie krzyknął
- Nie mówiłeś, że chcesz jakąś tacę i kielich - oznajmiła, rozbawiona kobieta
-Przecież to oczywiste...
- Nie tutaj.
Po kilku minutach, udało im się opanować całą sytuację.
Następnie He`zac opowiedział Uerze swoją historię, zmieniając ją tak, by ta się niczego nie domyśliła.
- Kiedy wyjechałem z gór, zobaczyłem tego człowieka, podpalającego las. Chciałem go powstrzymać, ale nie zdążyłem... Pomyślałem więc, że wy będziecie wiedzieć co z nim począć i tak zjawiłem się tutaj. - zakończył swą opowieść, czekając na pytania.
-A więc, dlatego podążasz za Duszą...
-Tak, właśnie dlatego, chciałbym cię prosić, o żywność i wodę. Mogę się spodziewać, że ją od was otrzymam?
-Pewnie, co to za pytanie. Kiedy masz zamiar ruszyć w dalszą drogę?
-Jak najprędzej, choćby dziś.
- Nie, widać, że jesteś bardzo zmęczony. Musisz się przespać. Chodź do mojego domu, o ile jeszcze takowy istnieję. - Kobieta wstała, zachęcając do tego również chłopaka. Wyszła z pomieszczenia. Chłopak poszedł w jej ślady.
Wyszli cicho ze świątyni pozostawiając uchylone wrota, by ktoś, kto chciałby wejść do środka nie musiał się męczyć przy ich otwieraniu.
-Och... - Mruknęła, pięć minut później, gdy znaleźli się przed obskurnie wyglądającą chatą.
He`zac domyślił się, że to jej dom.
-Więc, mieszkasz tutaj?
- Tak - przytaknęła
- Sama?
- Nie, z bratem. Jest mniej więcej w twoim wieku. Ma piętnaście lat.
- Ha, ja mam szesnaście - Uśmiechnął się, szczerząc zęby. - A ty ile masz?
Uera popatrzyła na niego z ukosa, groźnie marszcząc brwi.
-No wiesz...
-Wybacz, zapomniałem się. Nie powinienem...
- Dobrze, nic nie szkodzi. Mam za sobą osiemnaście lat. Wchodź, na co czekasz.
-Aaaaa, tak. - Podróżnik znalazł się w małej, drewnianej chacie, mieszczącej dwie izby.
-Siadaj - kobieta wskazała na nie posłane łóżko. - Wybacz, ale mamy lekki bałagan.
- Ktoś przyszedł? - Krzyknął czyiś głos, zza zamkniętych drzwi.
- Chodź i sam zobacz! - spojrzała na swojego gościa. - Właśnie słyszałeś mego brata, Pakuzo... Jest dość leniwy - dodała z przekąsem.
He`zac miał już coś odpowiedzieć, kiedy drzwi pokoju otworzyły się na oścież i stanął w nich, krótko obszczyżony, rudy chłopak. Był wysoki, ale zarazem bardzo chudy.
-Witaj...- zaczął przybysz, wstając i wyciągając rękę. Jednak brat Uery tylko spojrzał na niego podejrzliwym wzrokiem. Podszedł do szafki, wyciągnął z niej jakiś słoik i usiadł naprzeciw He`zaca.
-Cześć - zawołał, podając mu dłoń - może ciasteczko? Sam piekłem, musisz spróbować!
-Eee...
-Nie wybrzydzaj, łap.
-Dzięki. - bąknął chłopak, odgryzając kawałek kruchego ciastka. Smakowało, jak suchy chleb z cukrem.
-I jak smaczne? Może jeszcze jedno? - Zapytał Pakuzo podtykając mu pod nos następne.
- Nie, dziękuje. Jedno mi w zupełności wystarczy...
- Bracie, to mój gość...
- Wiem przecież. Chciałem go tylko poczęstować moim własnoręcznym wypiekiem...
-Już jadł w sali przeznaczenia.
Rudzielec wydał z siebie długie "Uuuuuuuuuuu" po czym wstał i odłożył ciastka na miejsce.
Rozmawiali przez następne kilka godzin. Zapadł późny wieczór. Pakuzo poszedł spać, a jego siostra krzątała się po mieszkaniu szukając kocy, a następnie układając je jeden na drugim.
-Tu będziesz spał. Wybacz, nie mamy trzeciego łóżka...
- Spokojnie, na pewno się wyśpię. Dziękuję za fatygę. Dobranoc.
-Śpij dobrze - mruknęła kobieta, gasząc świece.

                        ***

Następnego  dnia, He`zac obudził się późnym popołudniem. Od razu pierwszą rzeczą jaką zobaczył, było śniadanie, leżące na drewnianej tacy obok jego poduszki.
Przez pewien czas, tylko wpatrywał się w nie pożerając je wzrokiem. Następnie wyprostował się i przeciągnął.
Słońce świeciło wprost na niego, rażąc go w oczy, pomimo tego, że okiennice były zasłonięte.
Wstał, chwytając tacę i kładąc ją na stole.
-Jaki piękny dzień, aż żal wyjeżdżać... - mruknął do siebie.
Usiadł i zjadł śniadanie. W domu najwyraźniej nikogo nie było, a on nie chciał odchodzić bez pożegnania.
Drzwi się otworzyły. Lekki wietrzyk wdarł się do środka, przynosząc ukojenie w ten letni dzień.
- Dzień dobry, widzę, że już wstałeś. - Zawołała Uera, wchodząc do środka z koszem pełnym żywności.
Za nią kroczył Pakuzo.
- Aaa witajcie, tak, bardzo dobrze mi się spało... Bardzo! - Podkreślił.
- To są dary od tutejszej ludności. - Powiedziała kobieta, wręczając mu kosz z jedzeniem.
-Na... Naprawdę, nie wiem co powiedzieć... Dziękuję... - Rzekł lekko zaczerwieniony He`zac. - Żal mi będzie was zostawiać...
-Wcale nie musisz! - zawołał uradowany Pakuzo, lecz widząc groźne spojrzenie swojej siostry natychmiast umilkł.
- Muszę... Uero, wiesz dlaczego...
-Tak, wiem, lecz podczas porannych zakupów... Pomyślałam sobie, że...
No, że może bym tak... Oczywiście jeśli się zgodzisz...
Chłopcu zaświtała w głowie pewna myśl.
- Chcesz ruszyć ze mną w dalszą drogę, tak?
Przytaknęła, Kiwając głową tak mocno, że jej jasno rude włosy, opadły na twarz zasłaniając ją. Czekała na odpowiedź.
-No więc... Muszę cię zmartwić...
- Nie, znaczy to była tylko taka propozycja...
-Muszę cię zmartwić - Powtórzył He`zac, z bardzo poważną miną. - Jedziemy dziś wieczorem.
Dopiero po chwili, do Uery dotarł sens tych słów.
-Taak? To znaczy, że no Pakuzo, pomóż mi się spakować! - Pobiegła do swego malutkiego pokoiku.
Chłopak spojrzał na Pakuzo.
-A co będzie z tobą?
- Chłoooopie, odkąd nie ma rodziców, potrafię sam o siebie zadbać.
-PAKUZO!!!
-Wybacz, muszę pomóc siostrze. - Dodał, wzruszając ramionami.
-Ja zaraz wrócę, idę się przejść - zawołał, kiedy został sam.
Nie czekając na odpowiedź, wyszedł na zalaną słońcem ulicę. Ruch był straszny. Co chwilę przejeżdżały wozy zaprzężone w konie. Ludzie chodzili w tą i z powrotem. Od czasu do czasu, widać było patrol orków, chodzących i pilnujących porządku. Nie kwapili się oni zbytnio, do pomocy, przy naprawie zburzonego miasta. Wokół słychać było nawoływania sprzedawców, zachwalających swoje towary.
He`zac ruszył przed siebie. Nie miał konkretnego celu. Chciał po prostu pochodzić po mieście. Przywiązana do pasa sakiewka, przyciągała zaciekawione spojrzenia złodziejaszków. Jednak, zwisający obok niej miecz, skutecznie ich odstraszał.
Chociaż nikogo tutaj nie znał, dużo ludzi podchodziło do niego, witając go serdecznie.
Kiedy tak szedł, przypomniał sobie o tomiku Zekana.
Postanowił rzucić na nią okiem.
Przed sobą zauważył mały park. Ruszył w jego kierunku. Usiadł na jednej z wolnych ławek, wyciągając z kieszeni, małą czarną książeczkę.
Otworzył ją na stronie tytułowej i przeczytał:
Historia maga Arkanosa. Ktoś kto to pisał, miał bardzo koślawe pismo, zupełnie inne od tego, którym zostały zapisane pozostałe strony.

- Dwudziesty maja, 203 r. e.c
Arkanos zamierza wykraść wiedzę dostępną tylko nam.

Odwrócił kartkę.

- Piąty czerwca, 203 r. e.c
- Plany Arkanosa, jak na razie, nie idą po jego myśli.

Następna strona.

- Dwudziesty trzeci czerwca, 203 r. e.c
- Grozi nam nie bezpieczeństwo, Arkanos używając szantażu, dowiedział się jakie imię nosi jego dusza!

Dalej.

- Pierwszy lipca, 203 r. e.c
- Rozdzielenie duszy, przez Arkanosa nie powiodło się. Powstały dwie, niezniszczalne Dusze. Na razie uaktywniła się jedna z nich, siejąc zniszczenie.  On sam tj. Arkanos, jest teraz zawieszony między życiem, a śmiercią.

Ostatnia zapisana strona.

- Trzeci lipca, 203 r. e.c
- Jedynym sposobem na pokonanie Dusz jest, zamknięcie ich w fiolce, którą aktualnie ma Arkanos.
Staje się to trudniejsze, jeśli te, zyskały postać cielesną.

He`zac przekartkował całą książeczkę, ale nie było w niej już nic więcej.
Kim jest ten mag?  Jak ja go znajdę?... Zadawał sobie pytania.
Zaraz, zaraz... Jeżeli on jest tak potężny, to musi być i znany, zapytam Uery. Schował tomik do kieszeni i ruszył do niej biegiem.
Wpadł do domu, trzaskając drzwiami.
Rodzeństwo, widząc zdyszanego chłopaka, popatrzyło na niego z lękiem.
- Coś się stało?
- Nie, wybacz, nie chciałem tak gwałtownie otworzyć tych drzwi...
- Spokojnie, nic się nie stało. - Kobieta uśmiechnęła się do niego.
- Czy mógłbym zamienić z tobą słówko? - Zapytał, ale widząc przeszywające spojrzenie Pakuzo, dodał - Na osobności?
Weszli do ciasnego pokoiku.
Pozwól, że od razu przejdę do rzeczy. Widząc, że dziewczyna nie protestuje, zaczął.
- Czy znasz kogoś o imieniu, Arkanos?
- Nie...? A powinnam?
- Nie, tak, znaczy, nie wiem...
- Ja znam!  - Do środka wpadł Pakuzo.
- Z nim nie ma czegoś takiego, jak prywatność. - Rzekła złośliwie. Jednak jej brat, rzucił tą uwagę mimo uszu.
- Znam to imię, ze słyszenia! Ale jeśli chcesz, mogę Cię zaprowadzić do kogoś,  kto znał go osobiście... Chcesz?
- Teraz? - Widząc, że najmłodszy z towarzystwa kiwa głową, dodał - Daleko to?
- Nie, ten człowiek mieszka na drugim końcu miasta. To będzie jakieś, dziesięć minut drogi. Chodź! - Pociągnął go za rękę. He`zac zerknął na Uere, jednak ta tylko przewróciła oczami odwracając się.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.grycentrum.pun.pl www.sghdelphi.pun.pl www.karchow.pun.pl www.xbox360x.pun.pl www.scooteropole.pun.pl