Fiolka Mistrza

Opis forum


#1 2008-01-26 18:25:16

Aces

Administrator

Zarejestrowany: 2008-01-26
Posty: 14
Punktów :   

Fiolka Mistrza - Rozdział I

W tym samym czasie do gospody "Szary kamień" wszedł okryty kapturem mężczyzna z łukiem i kołczanem na plecach, był dość wysoki, stawiał szybkie i długie kroki. Poprosił gospodarza o stolik w najciemniejszym kącie sali oraz o coś do jedzenia. Po chwili właściciel przyniósł drewnianą tacę z kawałkiem mięsa, pół bochenka lekko czerstwego chleba oraz kielich wina winogronowego, a następnie wrócił do swoich zajęć. Gość zjadł wszystko, wyjął z kieszeni małą oprawioną w skórę książeczkę i rzucił na nią okiem ale zobaczywszy, że jeden z ludzi siedzących kilka stolików dalej dziwnie się mu przygląda, pośpiesznie schował ją do kieszeni.
Tamten wstał od stołu zostawiając kolegów i podszedł do postaci w kapturze.
-Witam, widzę, że jesteś tu nowy.
-Tak, tylko przejazdem, postanowiłem wypocząć i niedługo znów wyruszam w drogę.
-Hmm, a może by tak szanowny pan zechciał wypocząć u nas w domu? Moja rodzina i ja lubimy przyjmować gości, od razu się dowiemy co tam słychać w świecie.
-Możliwe, że skorzystam w pańskiej oferty. Nazywam się Zekan - tu wstał i podał rękę.
-Miło mi, ja nazywam się Arutarow, ale mówią na mnie Arut. To może od razu pójdziemy do mnie?
-Dobra. - ruszyli w stronę drzwi, lecz usłyszeli za sobą wołanie gospodarza.
-Hejże, a gdzie zapłata za żarcie?!
Zekan wyjął z sakiewki jedną srebrną monetę i rzucił oberżyście. - Powinno starczyć-
-Teraz lepiej - zachrypiał właściciel i ruszył w stronę stolika, gdzie jeszcze przed kilkoma chwilami siedział przybysz, by posprzątać.

***

Szli ciemną, brukowaną uliczką, odgłosy z karczmy juz dawno ucichły i teraz słychać było tylko czasami, odgłosy matek wołających swoje dzieci do domu, ponieważ zapadała noc, rozmowy chłopów, którzy wracali z roli i świerszczy muzykujących w trawach.
-Skąd pochodzisz?- spytał Arutarow - Wiesz, to twoja sprawa ale...-
-Z Dewish...
-Ale to jest... ze sto dwadzieścia kilometrów stąd!
-Tak, jestem poszukiwaczem przygód, teraz kieruje się na północ, do Ansyru, słyszałem pogłoski, że w okolicach tego miasta są ruiny jakiejś starej budowli, a w niej skarb nieumarłych rycerzy, którzy go strzegą, przynajmniej tak głoszą plotki... Jeden kupiec z mojego miasta zaoferował za jakąkolwiek rzecz z tego skarbu znaczną sumę pieniędzy, więc postanowiłem się tam wybrać i spróbować go odnaleźć.
-Odważny jesteś, że mówisz mi takie rzeczy, chociaż mnie nie znasz.
-Znam ludzi i umiem rozróżniać dobrych od złych i moim zdaniem nie masz złych zamiarów...- tutaj Zekan lekko się uśmiechnął, jednak Arut tego nie zauważył.
-Taaak, wiesz ja kiedyś byłem rycerzem, także dużo podróżowałem, tylko, że z moim oddziałem... To były czasy... Walki, przygody... Jeszcze gdzieś mam moją zbroję i miecz. Pokażę ci go, jak dojdziemy do mojego domu. Juz niedaleko. Oo za tym zakrętem, w tej uliczce. To tutaj. - Wskazał ręką na mały domek będący w średnim stanie, pokryty dachówkami, które jak się wydawało mogą w każdej chwili spaść, w domu paliły się już świece. - Chyba moja żona podaje kolację. Zechcesz zaczekać, ja tylko powiadomię ją, że dziś mamy gościa i potrzebne będzie jedno nakrycie więcej.-
Po chwili były rycerz wrócił i zaprosił Zekana do domu.
Przybysz, gdy wszedł do środka, ujrzał jak bardzo się mylił w stosunku do tego domu, mimo, iż z zewnątrz wyglądał on nieciekawie, w środku było bardzo przytulnie i miło. Ściany były drewniane, nasmarowane jakimś specyfikiem, który dodawał im blasku, w kącie stał stolik, a na nim wazon z kwiatami, dalej znajdowała się rzeźbiona szafa, na której spoczywały księgi i różne papiery. W przedsionku wisiało kilka portretów.
-Jak się domyślam, są to twoi przodkowie?
Arutarow przytaknął i ruszyli w głąb korytarza. Wtedy poszukiwacz przygód poczuł zapach, pieczonych ziemniaków. Wkraczając do jadalni przywitał się z żoną gospodarza i usiadł na krześle. Po chwili usłyszał hałas i do pomieszczenia wbiegło dwoje dzieci, w wieku około pięciu lat. Za nimi wkroczył juz starszy chłopak mający około szesnaście wiosen.
-Oto moja rodzina- rzekł -Moja żona Azuna, najstarszy syn He`rac, młodszy syn Wantu i moja córka Marana. A to jest pan Zekan, pochodzi z Dewish, zajmuje się poszukiwaniem przygód - Gdy skończył to zdanie, Zekan zauważył błysk w oku najstarszego syna, ale nic nie powiedział, tylko skinął głową, a następnie dodał : -Jestem elfim łucznikiem.
-O, tego mi nie mówiłeś, jesteś elfem? Nie poznałem, bo odkąd cię zobaczyłem, byłeś cały czas w kapturze. Rzadko w tych stronach widzi się kogoś z twojej rasy.
-Nie mówiłem ci, że jestem elfem, bo nie pytałeś - odpowiedział z lekką ironią Zekan, po czym ściągnął kaptur, odsłaniając szpiczaste uszy oraz delikatne rysy twarzy, jakie charakteryzują elfów.
-No dobrze, siadajcie do stołu, zaraz podam kolację.- powiedziała pani domu, przerywając ich rozmowę.
-Nie, nie trzeba, ja już jadłem w gospodzie.- Odparł na to Zekan
-A tam w gospodzie, nie ma jak kolacja w rodzinnym gronie!

***

Po kolacji Arut zaprowadził elfa do jego pokoju, życzył mu dobrej nocy i udał się do siebie.
Zekan rozglądnął się po pokoju. Była to mała izba z oknem na ulicę, w której mieściło się jednoosobowe łóżko, szafka, na której stała zapalona świeca, po lewej stronie stało biurko, na którym leżały różne akcesoria, na podłodze rozłożony był dywan, zaś w kącie kryła się misa z czystą wodą. Przez pewien czas łowca przygód przyglądał się temu wszystkiemu, po czym rzucił się na łóżko i zasnął.
W środku nocy coś go obudziło, jakiś szelest.
-Co? Kto tu jest?- pytał i rozglądał się wokoło, a jego ręka odruchowo powędrowała w stronę sztyletu, który był ukryty pod poduszką.
-Nie bój się, to tylko ja.- odpowiedział szeptem czyjś głos.
Jaki ja? Zekan miał zadać już to pytanie, lecz wtem z cienia wyłoniła się postać. Wtedy rozpoznał. Był to najstarszy syn Aruta.
-Co tu robisz?
-Przepraszam, że cię niepokoję o tak późnej porze... Lecz gdy usłyszałem, że jesteś poszukiwaczem przygód... Nie mogłem wytrzymać, juz dawno chciałem odejść z domu, szukać ciekawych przeżyć. Ale teraz nadarza się prawdziwa okazja... I właśnie chciałbym cię zapytać, czy : mógłbym wyruszyć z tobą w świat?
Zekan umilkł, po pierwsze nie sądził, że może mieć gościa tak późno, po drugie nie spodziewał się takiego pytania.
-Eee nie.. nie wiem... nie spodziewałem się... Wiesz, zawsze podróżowałem sam. A co na to twoi rodzice?
-O niczym nie wiedzą, ale proszę zgódź się!
-Musze to przemyśleć, a teraz idź do swojego pokoju, jutro dam ci odpowiedz, ale będzie to zależało również od zdania twoich rodziców.
-Domyśliłem się. Dobrze, jeszcze raz przepraszam, że cię niepokoiłem. Dobrej nocy.
I wyszedł, a elf juz rozbudzony, został sam na sam ze swymi myślami.

***

Od rana w domu było gwarno. Przybysz domyślił się, że najstarszy syn powiedział rodzicom o swoich zamiarach. Gdy zszedł do jadalni, od razu przywitał go Arut.
-Witam, jak się spało - spytał z udawanym spokojem
-Dobrze, dziękuje - odpowiadając spojrzał z ukosa na He`raca, ten tylko kiwnął głową. -Więc, juz wiecie o planach syna?-
-Tak... Nie spodziewaliśmy się tego, a ty skąd o tym wiesz?
-Aa pytał mnie wczoraj, ale powiedziałem, że to zależy od waszej decyzji...
-A co ty o tym sądzisz, Zekanie, miałeś dać mi dziś odpowiedź. - Stwierdził He`rac.
-Moim zdaniem - Zaczął elf - Mógłbyś ze mną podróżować. Towarzystwo zawsze może się przydać, tylko jeślibyśmy wyruszyli, musiałbyś się mnie słuchać i nie wpadać za często w jakieś tarapaty...Dokończył poważnie łowca przygód.
-Ojcze, pozwól mi iść w świat... Wrócę, jeśli tylko nadarzy się taka okazja. Sam mi opowiadałeś, że juz w wieku piętnastu lat wyruszyłeś na poszukiwanie przygód, a dwa lata później zaciągnąłeś się do wojska. Będę wam wysyłać listy...
-Co o tym sądzisz, Azuno?
-Pozwólmy mu... Chyba czas, by chłopak się usamodzielnił.
-Dobrze, możesz iść... Lecz teraz chodź ze mną do mego pokoju.- Mówiąc to Arut wyszedł z jadalni, a w ślad za nim poszedł jego syn, wzruszając ramionami, gdy napotkał na sobie wzrok Zekana.
Gospodyni podeszła do szafki z różnymi garnkami i wyjęła z jednego skurzaną sakiewkę.
-Trzymaj, to przyda wam się w podróży. - mówiąc to wręczyła ją elfowi.
-Ale ja... Ja nie mogę tego przyjąć. Poza tym mam trochę pieniędzy.
-To jest na utrzymanie naszego syna i za pobieranie nauk od ciebie
Zekan podziękował, skłonił się na znak pożegnania i wyszedł przed budynek. Po kilkunastu minutach w progu zjawił się He`rac ze swoją rodziną, która to, żegnała go czule.
-Szczęśliwej podróży! I pilnuj go! - krzyczeli za nimi, gdy ruszyli juz w drogę.
-Dzięki za wszystko i obiecuje, że go przypilnuję!

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.grycentrum.pun.pl www.scooteropole.pun.pl www.sghdelphi.pun.pl www.hondaklub.pun.pl www.xbox360x.pun.pl